Na Rawę Blues Festival wybieram się
już od 6 lat, ale dopiero w tym roku wszystkie czynniki zgrały się
idealnie: towarzystwo, wolny termin, a przede wszystkim rewelacyjny
zestaw gwiazd, które przyciągają jak magnes. Widząc pozytywnie
kojarzący się kosmiczny Spodek wiem, że 33. edycja Rawy będzie
niezapomniana.

Jadę w zacnym towarzystwie
Bluesferajny – akustycznej kapeli z Kalisza, którą
tworzą rasowi-bluesowi wyjadacze; prywatnie to bardzo spokojni i
ułożeni faceci po trzydziestce, lecz o życiu zdążyli dowiedzieć
się już sporo i wszystkie cenne uwagi przekazują za pośrednictwem
swojej twórczości, która nie zna cenzury. Na szczęście jest na
pokładzie jedna kobieta, zawsze łagodząca obyczaje – Romka, jako
zdeklarowana wielbicielka muzyki wyżej wymienionych jegomościów,
kobiecą ręką zaprowadzi w samochodzie ład i porządek, śmiem
mieć nadzieję. Ruszamy oto na Rawę!
Przez zgoła dziesięć kolejnych lat
Ogólnopolskie Spotkania z Bluesem „Rawa Blues” (bo taką nawę
początkowo nosił festiwal) gościł największych artystów naszego
kraju. Upadek żelaznej kurtyny odsłonił zupełnie nowe możliwości
i w latach 90. za sprawą ekipy Irka Dudka Polacy mogli po raz
pierwszy oglądać i słuchać gwiazd zza wielkiej wody: Luthera
Allisona, Juniora Wellsa czy Koko Taylor. Ta lista największych
niejednokrotnie nominowanych do nagród: Grammy, W.C. Handy, Blues
Music Award ciągnie się jeszcze długo. Nagrodzonych wymieniać
można by w nieskończoność, ale warto wspomnieć szczególnie o
jednej nominowanej – Rawie! Od 2012 roku festiwal szczyci się
prestiżową statuetką „Keeping The Blues Alive” przyznawaną
przez amerykańską organizację Blues Foundation – największe
międzynarodowe stowarzyszenie bluesowe. Jest się czym chwalić,
przejdźmy zatem do gwiazd 33. odsłony muzycznego święta, które
już 5 października w katowickim Spodku.
W konkursie prowadzonym przez Marka
Jakubowskiego na „małej scenie” zmierzy się kilka zespołów, które powalczą o występ na scenie głównej. To od publiczności zależeć
będzie, kto podzieli scenę z gwiazdami wieczoru.
Szczególnie trzymam kciuki za Cheap Tobbaco – krakowską formację złożoną z młodych ludzi, która szumnie; z impetem, ale klasą wdarła się na
polską scenę bluesową. Poza konkursem czeka nas występ dwóch
świetnych kapel z pokaźnym dorobkiem scenicznym. Szaleni,
zwariowani, funkowi – Hoo Doo Band, a potem rodzimy odpowiednik Braci
Allmanów – Jan Gałach Band. Ci ostatni po wielu dłużących się
latach wyczekiwania wydali wreszcie krążek zbierający zewsząd
pozytywne recenzje, więc grzechem będzie się nie przekonać, z
jakim feelingiem gra formacja Jana Gałacha, niezwykle utalentowanego
skrzypka i lidera fenomenalnej kapeli. Czeka nas spora dawka południowego
rocka w najlepszej postaci.
Ciężko mi cokolwiek napisać o
kolejnym zestawie międzynarodowych gwiazd, ponieważ każdą z nich
sięga się ze światowej półki. Skład mnie powala i wiedziałem,
że w tym roku zaliczę debiut na Rawie. Pokrótce o wykonawcach, których z gracją tradycyjnie zapowiadać będzie redaktor Jan Chojnacki.
The Stone Foxes – grają od ośmiu
lat, dziś wieczorem promować będą swój trzeci studyjny album
„Small Fire”. Kwartet łączący tradycyjnego bluesa z
intensywnym brzmieniem hard-rockowym pochodzi z San Francisco i
obiecuje sporą dawkę energetycznej muzyki. Amerykanie pod wodzą
braci Koehler otworzą cykl koncertów finałowych.
Ruthie Foster – w jej gospelowym
głosie zakochałem się momentalnie. Wystarczyło jednokrotne
przesłuchanie nominowanej do nagrody Grammy 2013 płyty „Let It
Burn”, by Bluesowa Artystka Roku (magazyn "Living Blues") rozpaliła
moje ciało, a przede wszystkim duszę. Koncert pochodzącej z Texasu
(sic!) Ruthie Foster z pewnością będzie duchową ucztą dla
wrażliwców kochających soul i muzykę gospel. Jako zdeklarowany
fan Arethy Franklin, Elli Fitzgerald i Sharrie Williams szukał będę
pod sceną muzycznego rozgrzeszenia.
Herritage Blues Orchestra –
zadebiutowali ciekawym albumem „And Still I Rise”, który fanom
spodobał się na tyle mocno, iż został nominowany do nagrody
Grammy (2012), a o statuetki Blues Awards walczył w kategoriach
„Najlepszy album bluesa tradycyjnego” i najlepszy album ogólnie.
Z materiałów prasowych wynika, że możemy spodziewać się podróży
przez historię amerykańskiego bluesa, a wykładowcami będzie aż dziesięciu muzyków ze składu Herritage Blues Orchestra. Niechaj
zaproszeniem na ich występ będą słowa wokalisty i gitarzysty –
Billa Simsa Jr: Mamy
nadzieję, że zaprezentujemy Wam coś, czego wcześniej nie
mieliście okazji posłuchać. Ktoś kiedyś określił nas mianem
Jednozespołowego Festiwalu, ponieważ penetrujemy tak wiele
bluesowych terytoriów. Przyjdźcie i celebrujcie z nami Bluesa!
Jeśli
dołożyć do tego rekomendację Taj Mahala, który o występie
Herritage Blues Orchestra rzekł: elegancki,
wspaniały i orzeźwiający!,
nic więcej nie trzeba dodawać.
James
Blood Ulmer & Irek Dudek Duo – duet jednego wieczoru, choć
amerykańska legenda gitary dwukrotnie gościła już w Spodku. Tym
razem nie będzie jednak smagał strun, ani dął w saksofon, co
również potrafi, ale odkurzy sprzed 48 laty czarodziejską
harmonijkę i wraz z założycielem Rawy – Ireneuszem Dudkiem
stworzy klasyczny w bluesie, ale jednorazowy duet. Co z tego wyjdzie?
Sam jestem ciekaw.
Keb'
Mo' – na jedyny koncert w Europie przyleciał przedwczoraj (3
października). Pierwszego dnia w Polsce artysta
obchodził 62. urodziny. Powitany na konferencji prasowej tortem,
Kevin Moore będzie największą gwiazdą festiwalu Rawa. Keb' Mo'
jest zdobywcą trzech nagród Grammy Awards („Just Like You”,
„Slow Down Keep It Smile”), a w latach 1997-2002 pięciokrotnie
był do niej nominowany. Jest m.in. także laureatem tytułu "Bluesowego Artysty Roku" W.C. Handy. Utwory Keb' Mo' wykonują
najlepsi (Buddy Guy, B.B. King, Joe Cocer); ponieważ w swojej
karierze zbliżył bluesa do popu i soulu, uczynił tę muzykę
bardziej przystępną i nowoczesną (pochylę się na tą tezą
dłużej w relacji z Rawy):
-
Nie rozumiem w czym tkwi sekret popularności mojej muzyki. Moim
zadaniem jest być wiernym sobie, temu, co robię.
Artysta
zachowuje wierność już od ponad 40 lat, a jego dorobek to
kilkanaście cenionych w świecie krążków. Dyrektor artystyczny
Rawy, Ireneusz Dudek zapowiada, że koncert amerykańskiego bluesmana
będzie pełnym, półtoragodzinnym recitalem. Zaczynam obawiać się
o kondycję swoich kolan, ale ufam, że kolejny muzyk wprowadzi mnie w
trans, który ukoi ból nóg... a przy okazji świata.
Otis
Taylor – to na niego czekam najbardziej i to on jest w zasadzie
największym sprawcą mojego przyjazdu na Rawę. Urodził się w
Chicago, ale daleko mu do brzmienia tego miasta. Wychowywał się w
surowym klimacie Denver, w stanie Kolorado, gdzie usłyszał wiele
opowieści o świecie. Głównie tych prawdziwych. Powrócił w
wielkim stylu w połowie lat 90., a największa sławę przyniosła
mu wydana w 2001 roku płyta „White African”. Dziś ze scen wielu
zapyziałych knajp i olbrzymich festiwali muzycznych snuje swoje
liryczne historie o problemach Indian, nielubianej polityce USA czy
historii niewolnictwa, okraszone piękną grą na banjo i mandolinie.
Będzie to moje pierwsze spotkanie z brodatym hipnotyzerem,
stosującym podczas swoich muzycznych sesji trance-bluesa. Jestem
urzeczony wszystkim jego płytami, łącznie z tą ostatnią 13. „My
World Is Gone”. Poza tym, mój serdeczny kolega, redaktor Adam
Brzeziński powiedział, że chociaż raz w życiu muszę usłyszeć
Otisa Taylora. Pod taką presją mogę pracować.
Jak
widać, zestaw gwiazd jest imponujący i rekordowy, do tego stopnia,
że post rozrósł się do niebotycznych rozmiarów. Jest sobota,
popołudnie. Suniemy z Bluesferajną na Rawę. Jest i Spodek. Do
zobaczenia wieczorem, pod sceną.
---
Rafał Maciak
---
Rafał Maciak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz