Kilka godzin temu dobiegł końca
pierwszy dzień bluesowego święta w Ostrowie Wielkopolskim.
Porywające jam session z muzykami zza wielkiej wody trwało do
późna. Nic dziwnego – jasno świecący nad Ostrowem księżyc
wyzwolił w uczestnikach festiwalu Jimiway 2013 pierwotną potrzebę
rytmu.
22. edycja Jimiway Blues Festival 2013
trwa w najlepsze. Fani muzyki bluesowej zjechali z całej Polski, by
wspólnie słuchać wykonawców rodzimych, jak i zagranicznych.
Pierwszego dnia z bardzo dobrej strony pokazała się ciechanowska
formacja Why Ducky? Na czele ze Stanem Atośkiewiczem. Pokaźna grupa
instrumentalistów zagrała poprawny set rodem z Chicago. W zasadzie
panowie rozkręcali się z numeru na numer, ale największe brawa
należą się sekcji dętej – wyraźnie czuła pulsowanie i
przecinała powietrze Ostrowskiego Centrum Kultury w sposób iście
elegancki i finezyjny. Why Ducky? to łajdaki, ale gdyby
usystematyzować język śpiewany (przejść w całości na
angielski) mam wrażenie, że ambitna muzyka zespołu mogłaby nabrać
jeszcze większego seksapilu. Pod koniec występu na scenę wyszedł
Benedykt Kunicki i zaśpiewał utwory sprzed kilkunastu lat, a prócz
zespołu, na gitarze wspomagał go syn Oskar.
![]() |
Dr Blues & Soul ReVison (Jimiway 2013) foto. Adam Węgrzynowicz |
Kolejny wykonawca – Dr Blues &
Soul ReVision od ponad dwóch lat za pomocą dźwięków leczy
dusze, a wykorzystuje w tym celu czarną muzykę - klasyczny rhythm &
blues i soul lat 60. Poznańska formacja niekonwencjonalną terapię
zastosowała również wczorajszego wieczoru ze skutkiem
zadowalającym. Ze sceny w otwarte ramiona słuchaczy muzyczne
lekarstwo spływało kaskadą dźwięków. Lider formacji Krzysztof
Rybarczyk charyzmatycznym śpiewem i grą na czarnym Gibsonie
rozdawał zgromadzonej publiczności muzyczne recepty na zdrowie, a
ta dwa razy mocniej odwzajemniała to gromkimi brawami. Choć skład
personalny formacji zmienia się jak w kalejdoskopie i rzec można,
że żaden ich koncert nie jest podobny, to stałe miejsce w zespole
wypracował sobie fenomenalny pianista – Piotr Kałużny, który
przebiera po klawiaturze palcami z prędkością światła, nie
tracąc przy tym ani na chwilę głowy. Na scenie festiwalu Jimiway
mogliśmy także usłyszeć młodego, utalentowanego Adama
Bieranowskiego – ciekawie zapowiadającego się klawiszowca, który
raczył publiczność frazami świdrujących organów Hammonda.
Furorę jak zwykle zrobiła urocza, figlarna Joasia Dudkowska na
basie. Całość w ryzach trzymał Tomasz Boguś, którego miarowy
rytm perkusji rozmazywała kapitalna sekcja dęta. Dr Blues &
Soul ReVison zagrali bardzo dobry, przyjemny koncert przenosząc
ostrowską publiczność do chicagowskiego klubu połowy XX wieku,
gdzie liczył się śpiew i taniec. Czekamy na zaprezentowaną przez
Krzyśka podwójną płytę "Dr Blues - Tribute To Ol'Skool Masters" z gościnnym udziałem Bobbiego "Mercy" Olivera.
Skoro pierwszego dnia tak mocno
ugrzęźliśmy w Wietrznym Mieście, na koniec nie mogło zabraknąć
muzyka rodem z Chicago – Nicka Mossa. Reprezentant elektrycznego
bluesa, wcześniej występujący z takimi nazwiskami jak Buddy Scott,
czy Jimmy Rogers, wystąpił z ostatnim do tej pory i bardzo udanym
składem Nick Moss Band. Czytając biografię artysty można było
wywnioskować, że to właśnie fani klasycznego chicagowskiego
brzmienia będą mieć największą frajdę, ale biorąc pod uwagę
ostatnią, dziewiątą płytę „Here I Am” nominowaną do nagrody
Blues Music Award w kategorii „album bluesowo-rockowy” należało
cierpliwie czekać, co wydarzy się poza 12-taktowym schematem. Już
po pierwszych kilkunastu minutach wiedziałem, że warto było
opuścić, nota bene, bardzo ciekawą rozmowę w kawiarni, by
posłuchać jednego z tych zespołów, któremu nieobcy na scenie
termin „wyobraźnia przestrzenna”.
![]() |
Nick Moss (Jimiway 2013) fot. Adam Węgrzynowicz |
Gdy muzycy zaznaczyli, z jakiego są
miasta i jakie tradycje im przyświecają, momentalnie przeszli do
innych stylistyk: od zabarwionych transem podróży, po długie,
mające sens improwizacje w stylu najlepszych kapel jambandowych
sceny amerykańskiej (za sprawą użytych przez Nicka Mossa efektów
przez chwilę poczułem się jakbym słuchał np. Widepsread Panic).
Nick Moss Band to zespół bardzo sprawnych technicznie muzyków,
znających swoje miejsce w szeregu, nieograniczających się przy tym
wzajemnie i czujących, że wszystko dobrze płynie. Uwagę
publiczności przykuł ciekawie wyglądający basista, bez którego
nic by przysłowiowo "nie żarło". Bardzo rozważnie dobierał
podkłady dla reszty, która w absolutnie nieskrępowany sposób po
prostu bawiła się razem z nami. Mnie osobiście zachwycił pianista
(mam słabość do brzmienia Hammonda) oraz czarnoskóry, drugi
gitarzysta w zespole – Michael Ledbetter o soulowej barwie głosu
(zaczynał śpiewać w operze). Nick Moss Band zagrali doskonale
wyważony koncert, zaciekawili odległymi od bluesa, improwizowanymi
pasażami, jednocześnie pamiętając o ramach (wyraźnie zaznaczony
w tym wszystkim slide). Po wielu edycjach, w końcu naprawdę
poczułem, kto artystycznie patronuje festiwalowi Jimiway – duch Hendrixa unosił się nad sceną.
Przed nami drugi dzień Jimiway Blues
Festiwal 2013 i finał, podczas którego wystąpi Curtis Salgado. Po
wczorajszym gościnnym występie z Nick Moss Band, możemy się tylko
domyślać, co zaprezentuje harmonijkarz z zachodniego wybrzeża
Stanów Zjednoczonych.
---
Rafał Maciak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz