27 września 2013

Czy to mnie rusza? "Kolorowy świat" Bluesferajny

Czy to mnie rusza? Kilka słów o krążku „Kolorowy świat” akustycznego trio Bluesferajna

Od razu powiem, że tak. Płyta „Kolorowy świat” nie tylko dosłownie zachęca do ruchu, ale teksty zawarte w dwunastu utworach bardzo intensywnie opowiadają o wszelkich jego formach: od powolnego wchodzenia w świat, przez żeglowanie w poszukiwaniu wiatru, aż po wirujący przed oczami barowy światek. Od kilku miesięcy „Kolorowy świat” cyklicznie kręci się nie tylko w odtwarzaczu, bo mam wrażenie, że muzyka na płycie wzięta jest z życia.

Bluesferajna to trio z Kalisza, które para się akustycznym opisywaniem rzeczywistości. Muzycy widzą ją na tyle szaro, że postanowili pokolorować świat za pomocą zgrabnie opowiedzianych historii. Przypowieści o codziennych zmaganiach z bezwładnością, grawitacją i wieloma innymi zależnościami oprawione są akustyczną muzyką wydobywaną głównie z gitar, ale na płycie usłyszymy także smyki, cajon, bas, kontrabas, a wszystko to doprawione zgrabnymi dźwiękami harmonijki. Zarówno w „Kolorowym świecie”, jak i w całej twórczości ferajny, wokalnie udziela się Grzegorz Olejnik, co uważam, jest atutem i jednym z lepszych wyborów personalnych. Gdzie poza bluesowym światem znajdziemy tak prawdziwie spontaniczne okrzyki radości, frazy ironicznego powątpiewania i nieudawaną ochotę na granie. Tak, po prostu granie. Jego gitara przeplata się z gitarą Tomasza Hermana, zaś tła dopieszcza bas Janusza Trzęsały. O co chodzi tym trzem panom?






Wydaje się, że o dobrą zabawę. Dobrą to znaczy na poziomie, bo w przysłowiowego trupa zalać się umie każdy, ale nie każdy umie o tym opowiedzieć, a co dopiero przyznać. Nie brakuje więc takich romantycznych toposów jak: upadek na dno, własna wola przejawiająca się w przehulaniu całej, ciężko zarobionej pensji czy próba niepodporządkowania się złowieszczemu losowi, a gdy nas już dopadnie, to bój się chłopie Boga. Zapytacie, czy w „Kolorowym świecie” jest miejsce dla kobiety? Pewnie, że tak, lecz jest to już domena pięknej przeszłości wspominanej na przykład w lekko snującej się reminiscencji „Mój dom”.

Przyznam, że musiałem długo dojrzewać do pokuszenia się o recenzję, ale na szczęście bądź nie, przyspieszył ją fakt, że z każdym rokiem coraz bliżej mi do podmiotów lirycznych kolorowego świata. W obliczu nieubłaganie płynącego czasu i stopniowego stawania się bohaterem krążka Bluesferajny, musiałem podzielić się, zarówno prawdą o problemie, jak i prawdą o kolorowym na nie lekarstwie.



Czas na pozornie gorzkie podsumowanie - muzyka Bluesferajny nigdy nie będzie komercyjna. Płyta wydana własnym sumptem nie osiągnie statusu złotej, a twórcy nie przesiądą się do limuzyny. I całe szczęście, bo największą frajdę w muzyce sprawia prawdziwa uciecha, gdy za pomocą pasji płatasz światu kolorowego figla. 

(12 Taktów, 10.07.13)


---

Więcej informacji na stronie zespołu oraz na fanpage'u Bluesferajny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz